f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 
 





  f·p·p · j·e·d·i ·k·n·i·g·h·t | Al...

Twórczość

Aluno

   Mam na imię Adrian urodziłem się bardzo daleko od teraźniejszego świata Jedi, na planecie zwanej Ziemią. Była to piękna planeta bardzo oddalona od Nowej Republiki tak bardzo, że nikt nie wiedział o Jej istnieniu. Byłem normalnym Ziemskim chłopcem niczym nieróżniącym się od innych, miałem tez wspaniałą rodzinę i wielu przyjaciół, którzy byli dla mnie bardzo ważni, lecz pewnego dnia wszyscy bez wyjątku odwrócili się ode mnie. Było to dwa tygodnie po zamordowaniu mojej dziewczyny, którą bardzo kochałem. W szesnaste urodziny ktoś zabił Ją na moich oczach goniłem go, lecz mi uciekł. Od tego dnia nikt nawet nie podszedł mnie pocieszyć, ponieważ wiedzieli że, to nic nie da ze tylko mogą pogorszyć sprawę.

   Po tygodniu podeszła do mnie jedna z przyjaciółek, przytuliła się do mnie i powiedziała bym się nie martwił, wtedy poczułem gorąco w całym ciele i okno na które patrzyłem po prostu pękło i spadło na podłogę szkolną, większość osób się wystraszyła, a druga ich część zaczęła po prostu się śmiać. Wiedziałem, że to ja rozbiłem szybę jednak nie wiedziałem jak to zrobiłem, starałem zrobić to ponownie jednak nie wiedziałem jak tego dokonać, aż po tygodniu rozwalenia szyby dowiedziałem się. Zdenerwowała mnie bardzo nauczycielka, którą w tej chwili znienawidziłem wstałem wysunąłem rękę w jej stronę , ręka wydawała czerwone światło siła woli podniosłem tą nauczycielkę tak by nie dotykała ziemi zgniotłem jej całe gardło tak wielkiej użyłem mocy, że nawet kości szyjne były zmiażdżone. Cała moja klasa zaczęła uciekać i krzyczeć: mutant, dziwoląg. Bardzo mnie zdziwiło ze nie byłem na nich wściekły, po prostu odszedłem z ich życia i postanowiłem kroczyć własną ścieżką, złą ścieżką. Wróciłem do domu i położyłem się spać.

   Po dwunastu godzinach snu wstałem z łóżka a następnie dostrzegłem w swoim ciele kilka zmian. Mięśnie były znacznie większe niż wcześniej, jednak nie tylko mięśnie były większe siła fizyczna tez była znacznie większa. Wykąpałem się ubrałem i wyszedłem na dwór sprawdzić jak bardzo jestem silny, patrząc na wielkiego Vana postanowiłem go podnieść, podniosłem bez najmniejszego problemu. Byłem tak silny i pewny siebie ze zacząłem się uważać za Boga, mogłem robić co tylko bym zechciał, ale pojawiły się komplikacje zobaczyłem ogromną armie która zaczęła we mnie strzelać tylko zacząłem się śmiać, zostałem postrzelony w rękę a to mnie bardzo zdenerwowało wysunąłem druga rękę i użyłem całej mocy czołgi i ludzie odlecieli na kilkanaście metrów niszcząc wszystko po drodze zaśmiałem się jeszcze głośniej, jednak szybko przestałem zaczęły we mnie strzelać samoloty, popatrzyłem na nie i odkryłem nową Moc "szybkość", biegłem tak szybko że po chwili byłem w lesie kilkaset kilometrów od Armii. W tym momencie zacząłem zapominać o wszystkim co było zanim stałem się tym kim teraz jestem. W tym momencie byłem szczęśliwy zero kłopotów, zero zmartwień, odpowiadało mi takie życie, postanowiłem się uspokoić i poddać medytacji, medytowałem tylko przez drobną chwilkę ponieważ zaszokował mnie efekt widziałem i czułem wszystko co mnie otacza, ponownie się skupiłem i poczułem ogromną siłę która drzemała we mnie, wykorzystałem ją dla próby: kilkanaście drzew wyleciało w powietrze niczym strzał z pistoletu, ten wyczyn nie zdekoncentrował mnie, zatrzymałem te drzewa tuż nad ziemią i sprawiłem ze wirowały i kręciły się wokół mnie zrobiłem sobie z nich zagrodę ,drzewa były duże oraz bardzo szerokie, czułem się bezpieczny, więc położyłem się spać, śpiąc widziałem, czułem oraz wiedziałem co się dzieje wokół mnie, sen był taki sam jak medytacja, wyruszyłem myślami znacznie dalej niż ziemia, niż nasz układ słoneczny, przebyłem setki tysięcy miliardów lat świetlnych aż w końcu zobaczyłem statek, oraz dziesięciu osobową załogę statku.

   Odezwałem się do jednej osoby z załogi która wyglądała mi na przywódcę statku. Rozmawiałem z nim bardzo długo powiedział mi kim jest i skąd jest zapytałem się również co to jest co ja mam w sobie i on z uśmiechem odpowiedział że jest to „Moc Jedi" i on sam jest „Rycerzem Jedi". Poprosiłem go, by przyleciał po mnie i zabrał mnie na swoją planetę pokazałem mu całą drogę i miejsce mego pobytu, Jedi odrzekł że wpierw musi porozmawiać z wielką radą Jedi, zgodziłem się, jednak cały czas go śledziłem, nie zaprzestałem medytacji widziałem wszystko co widział ten Jedi. Rada stwierdziła że mają lecieć po mnie. W tym momencie bardzo się ucieszyłem i zaprzestałem medytacji byłem bardzo wyczerpany, postanowiłem pójść spać. Tym razem spałem jak zwykły człowiek nie wiedziałem co jest wokół mnie, nie zwracałem na to uwagi rano obudził mnie śpiew ptaków, gdy nagle poczułem wielki głód, więc postanowiłem wrócić do cywilizacji i coś zjeść. Wiedziałem, że Jedi przybędą po mnie nie szybciej, niż za sześć miesięcy. Wykorzystałem mą super umiejętność szybkiego biegu i po kilkunastu sekundach juz byłem w swoim rodzinnym mieście. Biegłem tak szybko że nikt nie był w stanie mnie zauważyć, musiałem kraść by przetrwać, każdej nocy kontaktowałem się z Jedi aż w końcu w taki sposób minęło te sześć miesięcy, zobaczyłem to co od dawna chciałem zobaczyć.

   Wielki statek który zabierze mnie w zupełnie inny świat, Statek wylądował, wyszło z niego dziesięciu Jedi, ukłonili się grzecznie i zapytali czy to ja z nimi rozmawiałem?- też się ukłoniłem, odpowiedziałem tak. Jedi kazali mi szybko wejść na statek, ponieważ niemieli czasu więc wsiadłem, usłyszałem dźwięk silnika byłem bardzo szczęśliwy. Zobaczyłem ze Jedi mają coś przywiązane do pasa, grzecznie i kulturalnie zapytałem co to jest, był to MIECZ ŚWIETLNY, bardzo dobra oraz szlachetna broń jednak Jedi nie dał mi jej nawet dotknąć. Zapoznałem się ze wszystkimi 10 Jedi, po kilku dniach podróży stwierdziłem ze są bardzo przyjaźni...

   Wyczułem obecność innych Jedi zapytałem czy to ich koledzy. Jednak niebyli to Jedi. Była to rasa Sith-ów. Po kilku godzinach zobaczyliśmy ich statek, który zaczą nas atakować, niestety nas zestrzelil i spadliśmy na jakąś pustynną planetę. pięciu Jedi nie przeżyło tej katastrofy, ci co przeżyli kazali mi się schować, tak tez zrobiłem. Ze statku Sithów wyszło trzydzieści zakapturzonych postaci, Jedi walczyli dzielnie lecz nie dali rady pokonać Sithów, dwóch Jedi było w potrzasku w tedy postanowiłem wejść do akcji. Przed wejściem do akcji skoncentrowałem się, wiedziałem co się dzieje, jednak tym skupieniem niemiałem tego poziomu mocy co potrzebowałem, więc przywróciłem wspomnienia te najgorsze, byłem zły i uzyskałem ten efekt co chciałem jedno energiczne wysunięcie ręki i Sith polecieli, zatrzymali się dopiero na swoim statku z trzydziestu sith przeżyło tylko 7, wyczułem w Sithach lęk jakby bali się mnie, siedem Sith zaczęło biec do statku jednak ja byłem szybszy w ułamku sekundy stanąłem na platformi,e przywołałem miecz jednego z martwych sithów, 2 machnięcia mieczem i 2 głowy leżały mi u stóp, by załatwic tych pięciu nie potrzebowałem miecza użyłem tej mocy której pierwszej się nauczyłem czyli "GRIP"(duszenie). Podniosłem Sithów zmiażdżyłem im gardła tak samo jak nauczycielce, którą znienawidziłem ale to nie koniec, spodobało mi się to bardzo, nie dość ze mieli gardła zmiażdżone, to stracili głowy, które poleciały w statek. Na statku zostało tylko 5 czerwonych plam. Jeden z dwóch Jedi, który przeżył kazał mi odłożyć miecz, nie zgodziłem się powiedziałem, że jest to mój symbol zwycięstwa. Wsiedliśmy do statku jednak coś mi nie pasowało. Skoncentrowałem się i ujrzałem trzech Sithów czających się po kontach statku pięciu zniewolonych Jedi, tylko podniosłem rękę i przywołałem Sithów. Chciałem ich zabić ale Brolly jeden z Jedi, którzy przeżyli powiedział bym darował im życie, że Jedi tak nie postępują, tak też zrobiłem wyrzuciłem ich z statku, odlecieliśmy zszedłem na dół i uwolniłem Jedi. zabrałem ich na górę statku, i tak minęło sześć miesięcy.

   W końcu dolecieliśmy do Nowej Republiki, w tym momencie aż promieniowałem szczęściem. Jedi mi opowiadali o Akademii którą założył Świętej Pamięci LUKE SKYWALKER i mówili też że raczej będę tam trenować. Wysiedliśmy ze statku niebyło komitetu powitalnego ale tym w ogóle się nie przejąłem, weszliśmy do wielkiego pałacu, ale ja znałem już każdy zakamarek tego pałacu. Doskonale wiedziałem dokąd prowadził mnie Brolly, chciał mnie przedstawić najpotężniejszemu Jedi który jeszcze żyje, nazywał się KYLE KATARN nikt nie mógł mu dorównać, Kyle ogłosił zakończenie Rady i kazał iść za sobą, to co zobaczyłem kompletnie mnie załamało znów statek i znów podróż. Już miałem dość podróżowania jednak nie dałem po sobie poznać, że jestem z czegoś niezadowolony wsiadłem i polecieliśmy, wiedziałem doskonale gdzie, do miejsca, o którym marzyłem od sześciu miesięcy do AKADEMI JEDI.

   Po 7 godzinach lotu wylądowaliśmy na planecie, wyczułem kilkaset istnień z mocą Jedi, byli to zapewne uczniowie Akademii oraz ich nauczyciele. Gdy wysiedliśmy ze statku niebyło nikogo, kto by nas przywitał za pierwszym razem też tak było- no nic trudno się mówi, musze się przyzwyczaić dopiero w Akademii uczniowie zaczęli nam się kłaniać, Mistrz Kyle pokazał mi gdzie będę spać. Był to mały pokoik zwany w Akademii "Kajutą" w której było jedno łóżko oraz zwykły stolik. Byłem zmęczony tą całą podróżą wiec poszedłem spać, jednakże byłem cały czas czujny. Spałem z siedemnaście godzin było mi bardzo dobrze w tym łóżku, ubrałem się i poszedłem zwiedzić akademie jednak nawet nie przeszedłem dziesięciu metrów i usłyszałem głos mistrza Kyle’a z propozycją zwiedzenia Akademii zaśmiałem się lekko i wyraziłem swoją zgodę. Chodziliśmy po Akademii zwiedzałem, poznawałem tę budowle i w końcu zobaczyłem cos co na Ziemi nazywaliśmy lustrem nie mogłem siebie poznać, bardzo się zmieniłem i wtedy dotarło do mnie ze mam juz siedemnaście lat, zapytałem Mistrza Kyle’a czy będę mógł je wziąć do swej kajuty. Mistrz Kyle wyraził swoją zgodę przytakując, poszliśmy dalej, aż zobaczyłem "Anioła" wysoka blondynka z niebieskimi oczami, była to najpiękniejsza dziewczyna jaką w życiu widziałem stanąłem, nie mogłem się ruszyć nawet nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku, Mistrz Kyle nie wiedział co mi jest. Dziewczyna popatrzyła na mnie lekko się zaśmiała i poszła w drugą stronę po jakiś 5 minutach przywróciło mi mowę i zapytałem sie kto to był. Mistrz Kyle nie wiedział o kogo chodzi, powiedziałem ze ta dziewczyna Mistrz Kyle odpowiedział, że to jest jego córka Triana, nic już nie powiedziałem. Cisze przerwało pytanie Mistrza Kyle’a, pytał mnie czy nie chciał bym być uczniem Akademii uczyć się mocy oraz walki mieczem, bez namysłu odpowiedziałem tak, Mistrz tylko się uśmiechną i powiedział ze mam czas wolny i przedstawi mnie mojemu nowemu mistrzowi.

   Chodziłem po Akademii z nadzieją ze znów zobaczę Trianę, ale niemiałem szczęścia, wyszedłem z Akademii na świeże powietrze i ujrzałem Jedi którzy trenowali, powiedziałem że to jest bardzo łatwe, ale chyba za głośno wszyscy zaprzestali treningu i mówili bym sam podniósł ten głaz, lekko się zaśmiałem i zadałem pytanie czy mogę podnieść ten statek. Wszyscy wybuchli śmiechem zdenerwowało mnie to bardzo, że się śmieją ze mnie i nagle statek uniósł sie w powietrze, mogłem z tym statkiem zrobić co tylko chciałem, leciał w górę, w dół, wirował wszyscy nagle przestali się śmiać. Odłożyłem statek na swoje miejsce, wtedy zobaczyłem Trianę poczułem, że mnie bardzo nie lubi, jednak nie wziąłem tego głęboko do siebie. Wróciłem do swej kajuty gdzie stało juz lustro, postanowiłem coś ze sobą zrobić, ściąłem włosy na krótko oraz zgoiłem tę ogromną brodę, od razu inna osoba. Idąc na kolacje nikt mnie nie poznał, gdy byłem juz w ogromnej jadalni usiadłem na wolnym miejscu z dobrze mi znanym Jedi Brollym, ale nie posiedziałem długo, zaraz wezwał mnie Mistrz Kyle by przedstawić mnie swojemu mistrzowi.

   Mój nowy mistrz miał na imię Lavadon. Ukłoniłem się i ziemskim zwyczajem chciałem podać mu rękę, ale on tego nie potrzebował, usiadłem na swoim miejscu, obok Jedi Brolly’iego i jego ucznia Phoenixa. Phoenix był tylko o 2 lata młodszy i dogadywałem sie z nim bez problemów. Była juz późna pora więc poszedłem spać, nawet śpiąc mam oczy wokół głowy i wiem co się dzieje w najbliższym otoczeniu, nagle poczułem jak mistrz Lavadon zbliża się do mojej kajuty, otwiera drzwi i atakuje mnie mieczem świetlnym, wiedziałem ze ma złe zamiary natychmiast przywołałem miecz i zbiłem jego atak, szybko wstałem i po chwili miał mój miecz na gardle. Kazałem mu odejść albo straci głowę, tak też zrobił, pobyt w Akademii nauczył mnie odróżniać jasną stronę mocy od ciemnej, wyczuwałem od niego ciemną stronę. Więc postanowiłem poddać się medytacji i śledzić Lavadona, widziałem jego rozmowę z jakąś zakapturzoną postacią był to Sith który kazał mnie zabić, Lavadon tylko odpowiedział tak się stanie mój panie.

   Rano mistrz Lavadon mówił bym szedł z nim na trening ale ja się nie zgodziłem, powiedziałem ze wiem wszystko o nim i jego rozmowie z jakimś Lordem Sithów. Lavadon się wściekł wyciągną miecz i zaczęliśmy walczyć, bez najmniejszego problemu zbijałem jego ciosy, zleciało się pół Akademii by zobaczyć widowisko, ale ja kazałem mu uciekać Lavadon schwytał Trianę, powiedziałem mu, że to córka mistrza Kyle’a i żeby ją puścił. Lavadon się zaśmiał i oznajmił, że Kyle’a też ma zabić, tylko się uśmiechnąłem ponieważ tylko Jedi lecący ze mną tutaj oraz mistrz Kyle wiedzieli o mej szybkości w ułamku sekundy trzymałem Triane na rekach w bezpiecznej odległości Lavadon nic nie mógł powiedzieć, nie musiał, zaraz wystawiłem rękę i użyłem całej mocy była to tak silna moc, że odepchnięty własnym ciałem zrobił dziurę w murach Akademii i zatrzymał się na pobliskich drzewach. Nic od niego nie wyczułem, byłem pewien, że jest martwy tak też było, wiedziałem że będę musiał się z tego wytłumaczyć...

   Mistrz podszedł do mnie i spytał co się stało, Triana zaczęła mnie bronić lecz mistrz Kyle kazał jej siedzieć cicho. Powiedziałem o wypadku w nocy i o rozmowie Lavadona z Ciemnym Lordem Sithów, Mistrz powiedział że jest ze mnie dumny i wiedział że tak się stanie, ale zdziwiło go to że stało się to tak szybko, w tedy udowodniłem po raz kolejny że jestem naprawdę potężnym Jedi. Najbardziej zaciekawił mnie fakt ze Triana zaczęła mnie bronić, ale ja nic sobie z tego nie zrobiłem, dziś miał być mój pierwszy trening, lecz przez to wydarzenie pierwszy trening będę miał jutro. Chodziłem po Akademii gdy nagle podbiegła do mnie Triana i od razu zadała pytanie, czy może mnie o coś poprosić odpowiedziałem że oczywiście. Poprosiła mnie bym pomógł młodym i słabym Jedi osiągnąć jakiś poziom, ucząc słabych Jedi ja nauczę się cierpliwości wiec odpowiedziałem że będę ich uczył. Od razu wziąłem się do roboty mówiłem im co i jak co robią źle a co jeszcze muszą poprawić , były efekty, Mistrz Kyle widział wszystko z góry, wyczułem jedynie zadowolenie. Zmęczyła mnie troszkę pomoc innym wiec poszedłem spać, byłem maksymalnie skoncentrowany, nagle przeniosłem się w inne miejsce. Widziałem czerwoną planetę i miliony jej mieszkańców była to planeta Sithów, usłyszałem jedynie rozkaz, "ZABIĆ MŁODEGO JEDI I ZNISZCZYĆ CAŁĄ TĘ GŁUPIĄ AKADEMIE". Widziałem też statki, które wylatywały z planety, nie mogłem się ich doliczyć, na moje oko było ich tysiąc, w tym po sto Sithów na każdym statku- razem sto tysięcy żołnierzy Sith, jedyne co było w tym wszystkim dobre to ze mieli dolecieć za dwa miesiące, zdążę się przygotować.

   Wstałem natychmiast z łóżka i pobiegłem do Mistrza Kyle’a opowiedziałem mu wszystko co widziałem, Mistrz Kyle zaniemówił. Kyle kazał natychmiast zwołać wszystkich Jedi z Akademii do wielkiej sali. Było to moje pierwsze tak poważne przemówienie w życiu, opowiedziałem wszystko co widziałem w nocy zaczęła się panika , Mistrz Kyle kazał się wszystkim uciszyć, powiedział, że będziemy walczyć, Phoenix krzyknął "ale jakie mamy szanse pięciuset na sto tysięcy?". Kyle odparł że mamy nową siłę i pokazał na mnie, tylko się zaczerwieniłem, od tego momentu ja i cała Akademia wzięła się poważnie za treningi mocy, oraz walki na miecze świetlne. Poprosiłem Mistrza Kyle’a o pojedynek, bym nauczył się władać dobrze mieczem, Kyle wyraził swoją zgodę za pierwszym razem walczyliśmy cztery godziny, on nie mógł trafić mnie ja nie mogłem trafić go. Był to piękny pojedynek walczyliśmy w wielkiej sali, cała akademia oglądała nasze starcie. Atakowałem z każdej strony podobnie jak Mistrz mnie po tych czterech godzinach walki niemiałem już sił do dalszej walki. Mistrz Kyle wytrącił mi miecz. Gdy Mistrz Kyle zobaczył ze wygrał natychmiast wylądował na ziemi i oddychał głęboko po 15 minutach odpoczynku obaj wstaliśmy z ziemi i podziękowaliśmy sobie za pojedynek. Mistrz Kyle powiedział że nigdy nie stoczył tak długiej i męczącej walki, obaj daliśmy z siebie wszystko.

   Następnego dnia znów skrzyżowały się nasze miecze ale walka była znacznie dłuższa, żaden z nas nie chciał ustąpić, walczyliśmy całe 36 godzin bez chwili odpoczynku, dałem z siebie więcej niż mogłem. Nie miałem już w ogóle siły, moje ręce i nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ale nie dawałem po sobie nic poznać. Tak samo robił mistrz Kyle, był kolejny atak ale tym razem ze Strony Mistrza Kyle’a skontrowałem uderzenie i zatrzymałem swój miecz tuż przy gardle Kyle’a. WYGRAŁEM byłem szczęśliwy, że pokonałem najpotężniejszego Jedi. Mistrz Kyle podszedł do mnie i ogłosił wszystkim ze nie jestem już uczniem Akademii, szybko się obróciłem i spytałem dlaczego, Kyle uśmiechną się tylko i powiedział ze od tej jestem już prawdziwym Mistrzem Jedi (Jedi Master), takim jak Kyle. Walczyłem z Kyle’em dzień w dzień, nie ukrywam że często przegrywałem ale miałem też swoje zwycięstwa, i tak zleciały nam prawie dwa miesiące, został tydzień do bitwy z rasą Sithów.

   Pięć dni wszyscy poświęcili na odpoczynek i medytacje, zaś dwa ostanie dni na przygotowanie planu bitwy. Zasiadłem w najwyższej Radzie Jedi tuż obok Kyle’a, podobały mi się wszystkich pomysły ale ja wymyśliłem jeszcze jeden swój, postanowiłem przebrać się za Sith’a i wkroczyć w szczeregi armii, za pomocą swej szybkości zabić ich jak najwięcej by było im łatwiej się bronić w Akademii, wszyscy powiedzieli że to bardzo ryzykowne ale ja chciałem to zrobić.

   Następnego dnia widzieliśmy juz statki Sithów wylądowali na drugiej półkuli planety. Jedi mówili, że uformowanie tak licznej armii zajmie im z gdzieś trzy dni, w takim razie za 3 dni wracam pobiegłem szybko na drugą stronę planety widziałem z tysiąc Sithów szybko wbiegłem w ich szeregi stałem tak jak wszyscy gdy ostatni statek odleciał wkroczyłem do Akcji wyciągnąłem dwa miecze i zaatakowałem od środka szeregu w trzy sekundy niebyło już stu Sithów (użyłem mocy prędkości) i w taki sposób po 5 godzinach armia była znacznie mniejsza ale ja już niemiałem siły na dalszą walkę.

   W tym momencie przyleciał jeszcze jeden statek. Wyczułem moc dużo potężniejsza od mocy Mistrza Kyle’a, zakapturzona postać wyszła ze statku i kazała zaprzestać atak na mnie. Poznałem ten głos słyszałem go dwa razy, był to Ciemny Lord Sithów we własnej osobie, Kazał Sithom ruszać na Akademie, wiedziałem, że dojdzie do pojedynku więc wyrzuciłem oba miecze i przywołałem z pasa swój. Ciemny Lord Sithów zaproponował mi żebym dołączył do niego, że dzięki mnie rasa Sithów będzie najpotężniejsza rasą we wszechświecie. Odmówiłem, ponieważ jestem Mistrzem Jedi i zaatakowałem go. Bronił się bardzo dobrze, ale ja nie byłem gorszy. Szkoda tylko, że byłem zmęczony po walce z Sithami. Walczyłem z nim ze 30 minut, po czym wytrącił mi miecz z ręki i miał być ten ostateczny cios, ale w ostatniej chwili pojawił się mistrz Kyle, który kazał mi biec do Akademii. Przywołałem swój miecz i wypełniłem rozkaz, pobiegłem do Akademii walczyłem z Sithami. Padali jak muchy gdy nagle usłyszałem krzyk dziewczyny. Obróciłem się szybko była to Triana, Sith zrobił jej dziurę w brzuchu. Inny sith wykorzystał sytuacje i mnie zaatakował, nie zdążyłem zrobić uniku i straciłem rękę. Bardzo zabolało, powiedziałem sobie, że później go dorwę, pobiegłem szybko do Triany. Inni Jedi zaczęli nas osłaniać. Prosiłem ją by nie umierała, że ją bardzo kocham, Triana tylko odpowiedziała ze też mnie kocha. Poczułem taki gniew, jak nigdy przedtem. Położyłem ją na ziemi i wstałem byłem tak wściekły, że niebo zaczęło się robić czerwone.

   Wszyscy zaprzestali walki, cała planeta zaczęła pękać, były trzęsienia ziemii i wybuchy wulkanów. Z czerwonego nieba leciały w ziemie czerwone błyskawice jednak moje ciało też zaczęło wytwarzać błyskawice, zacząłem się przemieniać. Wszystkie mięśnie sporo się powiększyły, moje blond włosy zmieniły kolor na czerwony i uniosły się w górę. Oczy też się zmieniły z koloru piwnego był kolor czerwono-żółty. Byłem wściekły, była to Ciemna strona mocy. Ciemny Lord Sithów, gdy wyczuł moją moc zapytał się Kyle’a co to? Kyle odpowiedział, że ten Jedi, z którym właśnie stoczył walkę. Ciemny Lord Sithów przeraził się, wsiadł na statek i zaczął uciekać.

   Moja przemiana dobiegła końca. Byłem kilka centymetrów wyższy miałem stojące czerwone włosy, czerwono-żółte oczy i lepiej zbudowany i wytwarzałem czerwone światło, przysięgłem zemstę, że żadnemu Sithówi nie daruje. Włączyłem swój miecz, który nie był już koloru czerwonego, ale koloru czarnego, którego ostrze otaczały czerwone błyskawice. Żaden Sith nie mógł powstrzymać mojego ataku. Kilku Sithom udało się odparować moje uderzenie, ale tylko teoretycznie. Gdy mój miecz zetknął się z innym mieczem, to miecz przeciwnika po prostu eksplodował. Zabijałem Sith w jaki tylko sposób chciałem, Sith zaczęli uciekać stwierdziłem, że po co mam się tak męczyć użyłem swej mocy by złapać wszystkich Sith, po chwili wszyscy byli kilkaset metrów nad ziemią. Całe niebo było czerwono-czarne (czarne od strojów Sith). Byłem wściekły, za wszelką cenę chciałem ich śmierci, jednak postanowiłem użyć nowej mocy. Ścisnąłem dłoń i wszyscy Sith momentalnie eksplodowali. Deszcz krwi spadł na planetę oraz na Akademie, przybiegł Kyle i powiedział że Ciemny Lord Sith odleciał juz z planety i że zaraz będzie statek by go dogonić, (wiedziałem że coś mi nie pasuje). Uklęknąłem. Kyle krzyczał, że to nie czas na klękanie, ale ja się mocno wybiłem. Nie był to skok, nauczyłem się latać. Latałem z tak wielka prędkością, że po chwili dogoniłem statek Sitha.

   Zatrzymałem go siłą woli wywaliłem drzwi i wszedłem do środka szybko znalazłem Ciemnego Lorda Sith, Lord Sith prosił mnie o litość, skamlał jak pies o przebaczenie i litość. Powiedziałem mu, że jest tchórzem, a nie Lordem Sith, zabiłem go bez namysłu. Ściąłem mu głowę i wróciłem do Akademii. Pierwsze co zrobiłem to podbiegłem do Triany, wierzyłem że skoro umiem latać to i będę mógł ją wskrzesić. Użyłem całej mocy do uleczenia jej i przywrócenia do życia, ale efektu nie wiedziałem. Jedi widzieli co się dzieje, więc zaczęli mi oddawać swą moc. Poczułem natychmiastowy wzrost sił, spróbowałem jeszcze raz. Rana na brzuchu się zrosła, Triana zaczęła oddychać i się przebudziła. Byłem szczęśliwy, jednak patrzyła na mnie i nie wiedziała kim jestem. Powiedziałem jej ze to ja Adrian, lecz Triana uciekła do Kyle’a, Kyle powiedział że to coś, co tam stało to był chłopak w którym się ona zakochała i najpotężniejszy Jedi we wszechświecie, Triana podeszła, spojrzała na mnie badawczym wzrokiem i zaczęła się tulić do mnie. Objąłem jąm ciesząc się, że Triana żyje. W tej chwili przypomniała mi się Ziemia, dom, rodzina, przyjaciele którzy mnie opuścili, powiedziałem Trianie i Kyle’owi, że dokonałem swojej życiowej misji, uratowałem Akademie oraz rasę Jedi i że już mój czas nadszedł, muszę wracać do domu. Triana tylko się uśmiechnęła, powiedziała ze leci ze mną, Kyle też stwierdził, że z chęcią by zobaczył moją planetę. Ta planeta już nie nadawała się do zamieszkania pełno trupów i krwi kto by chciał tu mieszkać więc ja Triana , Kyle i stu Jedi, którzy przeżyli polecieliśmy wielkim statkiem na Ziemie.

   Po sześciu miesiącach zobaczyliśmy Ziemię. Powiedziałem, gdzie mamy wylądować. Wylądowaliśmy na wrocławskim rynku, dużo ludzi zaczęło uciekać, zaś inni stali i tylko patrzyli. Była już prasa i telewizja, pewnie wiedziała już cała planeta o naszym przylocie w końcu to było ich pierwsze spotkanie z "kosmitami". Wysiedliśmy ze statku, wszyscy Jedi wyglądali jak ludzie oprócz mnie. pierwsze co chciałem zrobić to odwiedzić swoją rodzinę, a że z rynku to niedaleko więc postanowiliśmy się przejść byłem bardzo szczęśliwy że w końcu jestem w domu. Nic się przez te trzy lata nie zmieniło Jedi byli bardzo zaciekawieni tutejszym życiem doszliśmy na moje osiedle zadzwoniłem do domu. Domofon odebrała kobieta rozpoznałem jej głos. Krzyknąłem tylko "MAMO TO JA" szybko drzwi się otworzyły wbiegłem i zobaczyłem mamę, za którą się stęskniłem zdjąłem kaptur ale nic nie zdążyłem powiedzieć juz byłem w uściskach mamy zaprosiła nas do środka wszedłem tylko ja Kyle i Triana, przedstawiłem wszystkich sobie powiedziałem żebym chciał sie przejść z Trianą na jakiś spacer i że Kyle wszystko mamie wyjaśni, co się działo ze mną przez te 3 lata, Trianie spodobało się życie na Ziemi i zapytała czy może tu zostać ze mną na zawsze. Zatkało mnie o niczym innym teraz nie marzyłem więc się zgodziłem, pokazywałem jej okolice wróciliśmy do domu. Kyle właśnie zakończył opowiadać mamie co się ze mną działo, usłyszałem słowa "jestem z Ciebie naprawdę dumna" zapytałem się Kyle’a czy zostaną tu? Kyle odpowiedział, że nie, że oni są Jedi i że Wojsko Nowej Republiki ich potrzebuje ale będą nas czasem odwiedzać. My jako przybysze z innego świata niebyło nam trudno znaleźć miejsca do zamieszkania. Nasze życie było idealne bez żadnych zmartwień, ale tylko do momentu gdy........






Temat Autor Data  
o.0
mr.unknown 03·12·2004-20:02  
sweet
KrzYsiol 04·12·2004-10:00  
no nie...
Thomas Skywalker 06·12·2004-00:02  
No nieźle ale...
Brak ksywki 04·12·2006-16:02  


 + DODAJ NOWY TEMAT 




--------------------------------------
Autor: Mejziq
Aktualizacja: 03·12·2004 - 00:01



 : DRUKUJ 

     




   


f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


Dzisiaj jest Poniedziałek · 6 Maja · 2024
Strona wygenerowana w 0.066975 sek.