f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 
 





  f·p·p · j·e·d·i ·k·n·i·g·h·t | Dark...

Twórczość

Darkman

PROLOG

- Giń!

   Przebiłem klingą swego miecza ostatniego jedi, z którym walczyłem. Rozglądam się do w około i widzę 4 ciała rozpływające się w nicość. Piękny widok. Mój mistrz był by ze mnie dumny. Pomściłem jego śmierć. Po dwóch latach wytropiłem i zabiłem tych, którzy Cię zamordowali.

   Zemsta jest słodka. Tak, ale to nie koniec. Teraz trzeba pozbyć się reszty. Ci słabi jedi nie są w stanie mi nic zrobić. Przywrócę panowanie sithów obiecuje ci to mistrzu.

   Wróciłem na statek. Trzeba zająć się przygotowaniami do startu. Miejscem docelowym jest Courscant. Celem zabicie tego, który to wszystko zaczął. Skaywalker... Zginiesz za to, że stworzyłeś tą akademię. Zginiesz, a ja zniszczę twój twór. Przywrócę porządek w galaktyce. - Tu kontrola lotów podaj cel podróży. – odezwał się glos w komunikatorze.
- Wakacje.
- Proszę podać czas pobytu.
- Około jednego standardowego miesiąca.
- Proszę utrzymywać kurs 10.2.15. Życzę miłego pobytu.
- Dziękuję.

Nikt nie może zauważyć mojej obecności. Wylądowałem bez problemu. Teraz trzeba znaleźć miejsce na nocleg. Poszukajmy w terminalu komputerowym.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc. – odezwał się komputer.
- Wyświetl listę miejsc noclegowych w okolicy.

   Przeglądnąłem listę. Moje oko przykuła „Śmierci Kantyli”. Tanie miejsce i niedaleko. Udałem się tam bezzwłocznie. Przestępując próg poczułem smród potu i nieczystości. Doskonałe miejsce nikt mnie nie będzie szukał w takiej zapadłej dziurze. Podchodzę do baru. Widzę zaplutego Tekkisa czyszczącego kufel brudną szmatą. Jego strój jest cały poplamiony i wygląda jakby go rankor przeżuł i wypluł. Wygląda ohydnie. Wyjmuję kilka kredytów i rzucam je na stół.
- Pokój.
- 15. – odpowiada barman. Rzucając w moim kierunku kartą i zgarniając kredyty.
Wchodzę do pokoju. Śmierdzi w nim tak jakby coś umarło. Nieważne to stąd rozpocznie się polowanie na jedi...

SEN

   Stoję na placu pośrodku starych ruin. Świątynia. Dobrze ją pamiętam. To tu byłem szkolony od najmłodszych lat mojego życia. Długi i wyczerpujący trening. Dziesięć lat. Spędziłem tu dziesięć lat, ale nie żałuję niczego.

   Ktoś się zbliża. Niemożliwe, przecież nie żyjesz. O co tu chodzi?
- Uciekaj!!! – krzyknął mój mistrz i zapalił swój miecz.

   Nie! Tylko nie to...

   Zapaliłem swój miecz. Czerwone klingi naszych mieczy oświetliły ponure ruiny. Przed nami pojawiły się trzy postacie. Wolno podchodziły. Z każdym ich krokiem czułem coraz większy strach. „Czujesz strach. Wykorzystaj go.” powtarzał mi mistrz. Tak też uczyniłem, zamieniłem go w gniew.
- Izqlu!!! – Usłyszałem dudniący głos, który przeszył mnie niczym sopel lodu. – Dlaczego ich zamordowałeś?
- Mistrz Skaywalker. Co za nieoczekiwane spotkanie. – odpowiedział mój nauczyciel – Wybacz mi brak gościnności, ale twa wizyta mnie zaskoczyła.

   Skaywalker? To on uczył mojego mistrza w akademii jedi. Czas zemsty nadszedł.
- Pójdziesz ze mną? – zapytał Skaywalker.
- Nigdy! – Izql z okrzykiem zaatakował jedi.

   Mistrz jedi sparował uderzenie sitha i szybko zrzucił płaszcz. Rozpoczęła się walka. Mój mistrz szybkimi ciosami usiłował pozbawić jedi głowy. Jednak szybkość Skaywalkera była zadziwiająca. Zwinnie parował każde cięcie. Mimo swego wieku jest w doskonałej formie. Pojedynek wydawał się trwać wieczność. Czerwone i zielone ostrza tańczyły jak szalone. Wokoło sypały się snopy iskier. To pierwsza taka walka jaką widziałem w życiu.

   Spojrzałem na pozostałych dwóch jedi. Stali skoncentrowani, na ich twarzach nie było widać śladu emocji. Nawet nie sięgnęli po miecze. Ich spokój wzmagał mój gniew, który wciąż narastał.

   Nagle usłyszałem w głowie słowa mistrza. „Odejdź. Uciekaj jak najprędzej. Teraz!!!”

   Spojrzałem na niego. Stał właśnie z mieczem nad głową. Z ust ciekła mu krew. Dopiero po chwili zauważyłem miecz Skaywalkera przeszywający pierś Izqla.
- Nie!!! – krzyknąłem.

   Zerwałem się. Gdzie jestem? Rozglądam się dookoła. Już wiem. Jestem w spelunie na Courscant. Złapałem się za głowę. To był sen. Koszmar, który mnie prześladuje od tamtego dnia. Mam go co noc. Jest nie do wytrzymania, ale przypomina mi co mam zrobić.

   Moją misją jest wyeliminować wszystkich jedi i zostać najpotężniejszym lordem sith w galaktyce...

PRZED AKCJĄ

   Przygotowania zajęły mi prawie miesiąc. Kilka razy zwiedziłem Pałac Imperialny jako turysta. Udało mi się znaleźć miejsce, którym dostanę się na wyższe poziomy. Podsłuchałem też rozmowę dwóch kobiet i dowiedziałem się o terminie wyjazdu Skaywalkera. Wszystko dzięki głupocie plotkujących kobiet. Zapoznałem się też z planami budynku. Mój plan zakładał dostanie się na prywatne lądowisko Skaywalkera przed nim. Muszę zrobić to szybko, bo zabezpieczenia pałacu są niemal doskonałe. Zostało mi dwa dni. Trzeba wypocząć i nabrać sił.

   Dzień przed akcją zszedłem do baru. Na mój widok Tekkis się uśmiechnął. Wydął wargi w przekomiczny sposób. Wiedziałem, że cieszy się tylko dlatego, bo zawsze zostawiam duże napiwki. Usiadłem przy stoliku w kącie sali. Było tam ciemno, ponieważ osobiście rozbiłem lampę w pierwszy dzień pobytu. Kelnerka podała mi koreliańskie piwo, przez cztery tygodnie stało się moim trunkiem zwyczajowym. Popatrzyłem na nią. Nie była zbyt atrakcyjna, ale była jedyną kobietą w tej spelunie.

   Miejsce okropne, ale nauczyłem się tu odpoczywać. Tandetna muzyka tworzyła ponury nastrój. Klientela też nie była taka najgorsza. Wprawdzie zdarzały się bójki, lecz nie były zbyt poważne. Wszystko uspokajał robot strażniczy.

   Ten wieczór nie zapowiadał się na wyjątkowy, lecz przeczucie mówiło mi żebym miał się na baczności. Badałem wzrokiem cała sale. Z mojego miejsca wszystkich było dobrze widać. Było spokojnie nawet smród jakby trochę zelżał. Barman tworzył wymyślnego drinka dla jednej z klientek. Przy stolikach do gry w sabaka też nic się nie działo. Spokój.

   Właśnie dopijałem piwo, gdy do baru wdarło się trzy postacie w skafandrach pilotów. Jeden z gości nerwowo sięgną po broń i po sekundzie leżał martwy na ziemi. Jeden z napastników pozostał przy drzwiach, a pozostali dwaj podeszli do baru.
- Otwieraj kasę Tekkisie. – wrzasnął jeden.

   Pewnie przywódca? Machnął bronią i nakazał towarzyszowi by zabrał kredyty. Postanowiłem się trochę rozerwać. Torba była już prawie pełna kredytów, gdy nagle zaczęły one wyskakiwać i uderzać rabusia w twarz. Z przerażenia upuścił torbę i odskoczył jak użądlony. Przywódca natychmiast wycelował w barmana sądząc, że to on jest sprawcą zamieszania. Ku jego zdziwieniu broń wyfrunęła z ręki i strzeliła mu w środek czoła. Ten sam los spotkał pozostałych niedoszłych rabusiów. Następnie wylądowała w ręce Rodianina, który stał przy stolikach do gry. Wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem w jego kierunku. Po pięciu sekundach dotarło do niego to, że trzyma pistolet. Rzucił go na ziemie i wybiegł z krzykiem.

   Wszyscy byli całkowicie zdezorientowani. Po piętnastu minutach atmosfera wróciła do normy. Roboty sprzątnęły zwłoki i zajęły się sprzątaniem, a barman zbierał kredyty. Nikt nie wiedział, że całe przedstawienie to moje dzieło. Powszechność jedi jest już bardzo zauważalna. Większość cieszyła się, że żyje i ma co opowiadać znajomym. Postanowiłem wrócić do pokoju. Jutro czeka mnie ciężki dzień...

POJEDYNEK


   Wielki Korytarz. Czekając na odpowiednią chwilę uważnie przyglądam się strażnikom. W ogóle nie zwracają na mnie uwagi. Jeszcze chwila i się zacznie. Pokonam cię Skaywalker, a później zniszczę to co w tak wielkim trudzie stworzyłeś. Stanąłem pod ścianą obok nieczynnej windy. To jest moja droga na wyższe poziomy. Dowiedziałem się, że lądowisko jest na dwieście pięćdziesiątym siódmym piętrze. Wielki Korytarz znajdował się na sto czterdziestym piątym. Zapowiada się miła wspinaczka. Już czas.

   Siłą woli wepchnąłem kilka osób na siebie. Powstało straszne zamieszanie. Natychmiast zbiegli się strażnicy. Próbowali opanować sytuację uspokajając wzburzonych posłów, którzy właśnie zmierzali na posiedzenie Rady.
- To był zamach! – krzyczał jeden z nich.
- Proszę się uspokoić. – starał się opanować zamieszanie kapitan straży.

   Uśmiechnąłem się i wyjąłem miecz. Szybkim cięciem zdjąłem plombę z zamka i zaglądnąłem do wnętrza szybu windowego. Co pięć metrów znajdował się próg, wiec postanowiłem przeskakiwać po nich aż na górę.

   Służby bezpieczeństwa już wiedzą o obecności intruza. Trzeba się spieszyć. No to w drogę. Przeskakiwałem bardzo szybko z jednego progu na drugi. W ciągu minuty pokonałem połowę trasy. Po następnej byłem już na właściwym piętrze. Pomyślałem, że to było łatwe teraz dopiero zaczynają się trudności.

   Rozciąłem drzwi i wskoczyłem na korytarz. Przy wejściu zdążyło się zebrać sześciu strażników. Nie dałem im nawet wypowiedzieć słowa. Pierwszych dwóch przeciąłem jeszcze zanim zdążyli unieść broń. Kolejny stracił rękę, którą obciąłem tuż za łokciem. Wykonałem nieznaczny gest ręką i dwóch stojących najdalej ode mnie uniosło się w powietrze. Cisnąłem ich głowami o ścianę z taką siłą, że aż im oczy wyszły z orbit. Osunęli się bezwładnie na podłogę. Ostatni śmiałek zdołał oddać strzał, lecz sparowałem go bez problemów. Tak samo jak kolejne trzy. Nie chcąc tracić czasu ścisnąłem strażnikowi krtań siłą woli. Zaczął się dusić i kaszlać. Z trudem łapiąc powietrze błagał o litość. Nie ma litości. Skręciłem mu kark, a zwłoki cisnąłem na koniec korytarza. Teraz szybko, już do czasu tu straciłem. Przebiegając obok jedynego ocalałego strażnika, posłałem mu szyderczy uśmiech i pozostawiłem biedaka, który z niedowierzaniem wpatrywał się w kikut swej ręki.

   Biegłem dalej. Pomyślałem, że dobrze zrobiłem zostawiając jednego przy życiu. Opowie wszystkim jak dwudziestolatek zabił bez żadnego problemu 5 dorosłych mężczyzn. Byłem zadowolony z siebie. Na razie plan przebiega bez zakłóceń. Pomszczę cię mistrzu.

   Nagle przystanąłem. Zacząłem się zastanawiać. Przecież od potyczki z tymi sześcioma strażnikami nie spotkałem żywej duszy na tym korytarzu. Coś mi tu nie pasowało. Jednak Skaywalker jest najważniejszy. Dalej.

   Po krótkim czasie dobiegłem do wrót lądowiska. Były otwarte i nie było widać żadnego statku. Spóźniłem się. Zawiodłem.
- Nie!!! – wrzasnąłem na całe gardło.
- Dlaczego ich zabiłeś? – usłyszałem za plecami spokojny, lecz twardy głos.

   Ten głos. Mistrzu. Nie. Odwróciłem się powoli. Tak to był on. Skaywalker. Stał w korytarzu i czekał na moją reakcję. Zapaliłem miecz i skierowałem ostrzem w jego stronę.
- Zabiłeś mojego mistrza. Teraz za to zapłacisz!
- Pamiętam cię. To ty byłeś wtedy z Isqlem. Zemsta nie jest dobrą drogą. Wyzbądź się nienawiści zanim cię zniszczy. – jego głos wciąż był spokojny.
- Zamilcz. Nie przyszedłem na nauki. Jestem tu żeby cię zabić.
Wykonałem zamach, który wyglądał jakbym obcinał komuś głowę.
- Broń się, albo giń! – krzyknąłem i zaatakowałem.

   Błyskawicznie wyjął własną broń. Zasłonił się przed moim ciosem, który miał go przepołowić. Staliśmy chwilę w zwarciu wpatrując się w siebie nawzajem. Iskry sypały się wokoło. Odepchnął mnie i wyprostował. Opuścił miecz i schował ostrze.
- Nie musimy walczyć. – powiedział.

   Zaatakowałem z wyskoku. Jego parada sprawiła, że znalazłem się na podłodze. Ponowiłem próbę tym razem cięcie z boku. Blok. Uderzyłem z drugiej strony. Blok. Atakowałem zawzięcie. Cios i unik. Wszystkie ciosy były nieskuteczne. Odsunąłem się do tyłu i spostrzegłem, że stoimy na środku lądowiska. Byłem cały spocony, a po nim w ogóle nie było widać zmęczenia. Wziąłem głęboki oddech i znów zaatakowałem. Wykonał unik i z półobrotu kopnął mnie w plecy. Upadłem na płytę lądowiska i upuściłem broń.

   To koniec. Odwróciłem się i spojrzałem na Skaywalkera. Stał trzy metry ode mnie. Wyciągnął rękę i przywołał mój miecz. Oglądał go przez chwilę. Ja w tym czasie wstałem. Spoglądałem na niego wyczekująco.
- Chciałbym, żebyś pojechał ze mną do akademii jedi. – mówiąc to podszedł i oddał mi miecz.

   Zatkało mnie. Przyjąłem broń. Spoglądałem na miecz z niedowierzaniem. Dlaczego mi go oddał? Popatrzyłem na niego. Spoglądaliśmy sobie w oczy. Staliśmy tak przez długi czas. Zobaczyłem coś w jego oczach. Zaintrygowało mnie to. Postanowiłem dowiedzieć się więcej o tym człowieku. Będąc blisko mogę go zabić w każdej chwili.
- Chodźmy.

   Ruszyliśmy w kierunku wyjścia z lądowiska. Czekało tam już czterech strażników. Jeden z nich miał coś na plecach, jakiś stelaż. Zbliżając się do nich zaczynałem czuć osłabienie. Na trzy metry od nich poczułem się jak ślepiec. Spojrzałem na Skaywalkera. Nie podobał mi się śmiech na jego twarzy. Zapaliłem miecz, lecz nie udało mi się nic zrobić, gdy poraził mnie promień lasera.

   Pomyślałem, że to był mój ostatni błąd w życiu...






Temat Autor Data  
Tytuł
Mejziq 01·12·2003-12:02  
Odp: Tytuł
Darkman 01·12·2003-13:00  
Odp: info
Mejziq 01·12·2003-13:00  


 + DODAJ NOWY TEMAT 




--------------------------------------
Autor: Mejziq
Aktualizacja: 01·12·2003 - 13:00



 : DRUKUJ 

     




   


f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


Dzisiaj jest Poniedziałek · 6 Maja · 2024
Strona wygenerowana w 0.064902 sek.