f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 
 





  f·p·p · j·e·d·i ·k·n·i·g·h·t | Dark...

Twórczość

Darkman

PRÓBA

  Następnego dnia z samego rana udałem się do hangarów. Byłem ubrany w strój jedi, a miecz przypięty był do pasa. Dotarłem na miejsce w kilka minut. Zatrzymałem się pod drzwiami wejściowymi i czekałem cierpliwie na mistrza. Po kilku minutach drzwi nagle się otworzyły. Odczekałem chwilkę i wszedłem do środka. Hangar był praktycznie pusty nie licząc pakunków ustawionych w stosy pod tylna ścianą. Mocno przyciemnione światła rozjaśniały tylko główne części hangaru pozostawiając zakamarki w mroku. W pomieszczeniu nie było żywej duszy, więc postanowiłem się rozejrzeć. Drzwi zasunęły się za mną z cichym sykiem. Spojrzałem na nie przelotnym spojrzeniem i powróciłem do badania hangaru. Nie znalazłem jednak niczego niezwykłego. Postanowiłem zaczekać. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Odprężyłem się i rozluźniłem wszystkie mięśnie. Usiłowałem wyczuć co może się wydarzyć. Nagle światła zgasły i zapadła kompletna ciemność. Wciąż czekałem.

  Niespodziewanie tuż obok mojej głowy przemknął promień lasera. Zdarzyło się to tak szybko, że zdążyłem się jedynie uchylić. Natychmiast wyciągnąłem miecz i przygotowałem się do odparcia następnych ataków. Bez trudu odbiłem 2 kolejne promienie. Uniosłem miecz tak, aby jego blask oświetlał jak największą powierzchnię. Dziwiło mnie, że nie czułem przeciwnika. Jednak wszystko się wyjaśniło, gdy go ujrzałem. Był nim zdalnik. Urządzenie w kształcie niedużej kuli, które jedi wykorzystują do treningu. Automat zbliżył się o metr i ponowił atak. Żółte promienie poszybowały w moim kierunku. Odbiłem je na zmianę, raz w lewo, raz w prawo. Zdalnik szybko skręcił i znów wystrzelił. Nie dałem się zaskoczyć. Parowałem każdy wystrzał i co zadziwiające z każdą chwilą coraz szybciej. Odbite promienie przelatywały coraz bliżej urządzenia. Przeciwnik nie ułatwiał mi zadania. Poruszał się i atakował coraz szybciej. Z oddali mój pojedynek wyglądał jak walka z wieloma niewidzialnymi przeciwnikami. Moje ruchy stawały się coraz bardziej płynne i po pewnym czasie ostrze mojego miecza sprawiało wrażenie, jakby żyło własnym życiem. Wydawało mi się, że trwa to w nieskończoność. Niespodziewanie zdalnik znalazł się bardzo blisko, więc bez namysłu rozpołowiłem go szybkim cięciem. Urządzenie eksplodowało, a jego szczątki posypały się na płytę hangaru.

  Natychmiast ustawiłem się w pozycji obronnej przygotowując się na kolejnego przeciwnika. Jednak nic się nie wydarzyło. Zgasiłem miecz i przypiąłem go do pasa. Po chwili zapaliły się światła i ujrzałem mistrza Durrona stojącego przede mną. Spoglądał na mnie nie ukrywając zadowolenia. Uśmiech na jego twarzy mógł świadczyć tylko o jednym. Przeszedłem tą próbę.
- Brawo. Spisałeś się doskonale. Walczyłeś posługując się jedynie jasna stroną mocy. To duży krok w twoim życiu. Jednak nie wolno ci poprzestawać na tym. Dużo osiągnąłeś, jednak jeszcze wiele przed tobą. – rzekł do mnie.
- Dziękuję mistrzu. – odparłem skłaniając lekko głowę.
Dopiero teraz zauważyłem, że jestem cały mokry. Kropelki potu ściekały mi po czole, plecy wyglądały jakbym wpadł do kałuży. Mój płaszcz wyglądał tak jak ja się czułem. Był podarty, a w kilku miejscach nawet nadpalony. Okazało się, że nie zdołałem odbić wszystkich promieni. Niektóre pozostawiły czarne plamy, jednak nie odczuwałem bólu. Najwyraźniej były to tylko draśnięcia po strzałach, które zignorowałem lub nie zdążyłem uniknąć.
- Chyba powinienem się przebrać... – powiedziałem zmęczonym głosem.
- Chodźmy. Doprowadzisz się do porządku. Muszę ci to przyznać. Jestem zaskoczony tym, że poszło ci aż tak dobrze. Dla większości ta próba jest bardzo trudna, a wręcz nie do przejścia. – Uśmiechnął się i dodał. – Jeżeli podejmiesz się następnej i przejdziesz ją pomyślnie to zostaniesz prawdziwym rycerzem jedi. Jednak o tym porozmawiamy później.
- Dobrze mistrzu.

  Popołudnie spędziłem na szczucie świątyni. Musiałem przemyśleć to co się dziś zdarzyło. Siedziałem na krawędzi kamiennego bloku i wpatrywałem się w zieloną dżunglę. Przed budowlą trenowali inni adepci jedi. W wielkiej sali odbywał się właśnie wykład mistrza Skaywalkera, na którym powinienem być. Jednak poranna próba kompletnie mnie wyczerpała, a na dachu i tak słychać jego słowa. Dzisiejszy był o pojedynku z Darthem Vaderem na drugiej Gwieździe Śmierci. Słuchałem go uważnie. Znałem już pewne plotki na ten temat, jednak ta opowieść wyjaśniła mi to czego mi brakowało. Uzmysłowiłem sobie, że skoro lord sith nawrócił się na jasną stronę, to mój przypadek nie jest niczym nadzwyczajnym. Miło jest w końcu znaleźć swoje miejsce w tej wielkiej galaktyce.

  Wykład dobiegł końca i Wielka Sala opustoszała. Pozostali na niej tylko Skaywalker i Durron. Nadszedł czas by dowiedzieć się co to za ostateczna próba, której mam być poddany. Szybko zbiegłem schodami na niższy poziom świątyni. Przed drzwiami poprawiłem strój i wszedłem do Wielkiej Sali. Obydwaj jedi wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem. Nie mogłem nic wyczytać z ich twarzy. Szybkim krokiem przemierzyłem pomieszczenie i ukłoniłem się obu mistrzom.
- Witaj. – rzekł Skaywalker. – Słyszałem, że bardzo dobrze poszła ci próba w hangarze. W związku z tym zostaniesz poddany kolejnej, tym razem ostatecznej. Pomyślne jej przejście sprawi, że staniesz się rycerzem jedi.

  Przełknąłem ślinę i zapytałem drżącym głosem:
- Na czym będzie polegała?
- Będzie trudna i czasochłonna. – odpowiedział mistrz Skaywalker z uśmiechem. – Skonstruujesz nowy miecz świetlny.
- Czy to oznacza... – zamilkłem na chwile – Nie będę mógł już korzystać z tego, który posiadam?
- Oczywiście, że będziesz mógł. – sprostował szybko mistrz Durron. – Jednak zbudowanie własnego miecza jest ostateczną próbą dla każdego studenta. Nie musisz się jednak jej podejmować już teraz... Uznałem, że jesteś gotowy na to wyzwanie.

  Zamyśliłem się. Jestem przywiązany do tego miecza, który mam teraz. Wiele razy wyszedłem dzięki niemu z najgorszych opresji. Dostałem go od mojego dawnego mistrza. Teraz nadszedł czas by zbudować własny.
- Podejmuję wyzwanie. – odrzekłem. – Ten jest prezentem i chcę posiadać własny. Jest jeden problem.
- Jaki? – spytał mistrz Skaywalker.
- Nie mam zielonego pojęcia jak go zbudować.
- Chodź ze mną. – rzekł mój mistrz. – Wszystko opowiem ci po drodze.

  Skłoniliśmy się Skaywalkerowi i ruszyliśmy w kierunku windy. Po drodze dowiedziałem się na czym polega konstruowanie miecza. W dawnych czasach istnieli specjalni kupcy, którzy handlowali częściami do broni jedi. Posiadali oni szeroki asortyment rękojeści, kryształów, zasilaczy, a także wiele ozdób. Jednak gdy nastały czasy imperium i rycerze zostali wymordowani, zapotrzebowanie na miecze znikło. Pierwsi adepci jedi konstruowali swą broń z tego co było pod ręką. Dopiero od niedawna, gdy o akademii zrobiło się głośno w galaktyce, drobni producenci zaoferowali swoje towary Lukowi Skaywalkerowi. Mistrz z chęcią przystał na propozycję. Dzięki profesjonalnie wykonanym częścią, miecze były bardziej niezawodne. Już kilka razy zdarzały się wypadki podczas walk na źle złożoną broń. Teraz są rzadkością.

  Dowiedziałem się też na czym polega sam proces budowy. Jedi zapada w trans trwający nawet do kilku miesięcy, w czasie którego dzięki mocy łączy elementy miecza w jedną całość. W ten sposób broń staje się odporna na uszkodzenia i staje się częścią jej twórcy. Zaciekawiło mnie to, że w czasach Starej Republiki istniało muzeum zawierające pamiątki po mistrzach jedi. Bardzo chciałem zobaczyć tą kolekcję, lecz imperator kazał ją zniszczyć. Teraz wiem jak mam się zabrać do budowy własnej broni. Potrzebuję tylko części.

  Dotarliśmy do solidnie zamkniętego pomieszczenia. Mistrz Durron otworzył drzwi i ręką wskazał wnętrze pomieszczenia. Wszedłem bez wahania. W środku ujrzałem kilka szafek z regałami, na których poukładane były części do mieczy. Na pierwszej znajdowały się rękojeści, dalej źródła zasilania, osłony, przewody i inne akcesoria. Na samym końcu znajdowały się kryształy. Miały przeróżne wielkości i kolory, niebieskie, białe, fioletowe, czerwone, zielone, a także przeźroczyste.
- To zadziwiające miejsce. – stwierdziłem szeptem.
- Zgadzam się z tobą. Musisz wybrać teraz części do swojego miecza. Moc podpowie ci, które są odpowiednie.
- Rozumiem.
Długo się zastanawiałem. Ostatecznie wybrałem ciemno zieloną rękojeść, z pomarańczowymi ozdobami, biały przycisk, odpowiednie źródło zasilania, przewody oraz dwa kryształy, niebieski i przeźroczysty. Wszystko to włożyłem do pojemnika, który podał mi mój mistrz.
- Kiedy mam zacząć?
- Jak tylko będziesz gotowy.
Nagle przypomniało mi się, że dziś wieczorem mam się spotkać z Jainą.
- Rozpocznę jutro. – postanowiłem.
Mistrz uśmiechnął się i rzekł:
- Pamiętaj o tym co ci mówiłem. Nie śpiesz się i pamiętaj o koncentracji.
- Będę pamiętał... Dziękuję.
Wpatrując się w paczuszkę ruszyłem do swojego pokoju. Nawet nie spostrzegłem, że już jest tak późno. Trzeba się śpieszyć.

  Przebrałem się i szybko pobiegłem na dach świątyni. Jaina już tam była, siedziała na kocu i wpatrywała się w gwiazdy. Teraz dopiero do mnie dotarło, że zapomniałem jedzenia. Podszedłem do niej i drapiąc się w głowę oznajmiłem:
- Przepraszam za spóźnienie, ale dziś wybierałem części do miecza. Zajęło to więcej czasu niż sądziłem. Niestety zapomniałem zabrać kolację, ale ty już wszystko przygotowałaś...
- Wiedziałam, że tak będzie. Z wami facetami tak zawsze. – odparła ironicznie. - Będziesz tak stał czy usiądziesz?

  Zająłem miejsce po drugiej stronie koca i rozglądnąłem się po nim. Jaina przyniosła ogromną ilość jedzenia. Kilka rodzajów sałatek, gulasz mięsny i coś co przypominało kluski. Wyglądało i pachniało wspaniale.
- Długo czekałaś?
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Nie. Przed chwilą tu przyszłam.
- To dobrze. Zjemy coś? To co przygotowałaś wygląda bardzo apetycznie. Chyba nawet lepiej, że ty zorganizowałaś posiłek. Bo nie wiem czy zdołała byś przełknąć moje dania.
Roześmialiśmy się oboje.
- Dobrze. Pozwól, że nałożę ci porcję.
Jedliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę. Byłem bardzo głodny po całym dniu. Szybko uporałem się z tym co miałem na talerzu. Równie sprawnie poszło mi z dokładką. Ciężko było mi zagadać o czymś sensownym. W końcu wymyśliłem.
- Czy mógłbym zobaczyć twój miecz?
- Naturalnie.
Odpięła od pasa broń i podała mi. Przyjąłem srebrny cylinder i zważyłem go w ręce.
- Bardzo ładny.
- Zbudowałam go z własnych części. Twój będzie pewnie o niebo lepszy.
- Wątpię nie mam poczucia estetyki. Według mnie broń musi być poręczna i wygodna w użyciu.
- Zgadzam się z tobą. – odparła. – Widziałam już kiedyś...

W tym momencie na dach świątyni wbiegł Luk Skaywalker. Obdarzył nas przelotnym wspomnieniem i skierował swój wzrok w niebo. Oboje unieśliśmy głowy, lecz nic nie było widać. Dopiero po chwili go dostrzegłem. Mały pulsujący punkcik, który z każdą chwilą stawał się coraz większy.
- Co to jest? – zapytałem.
- Ogromny transportowiec. – odparł mistrz jedi. – Na nasze nieszczęście. Kieruje się prosto na akademię.






Temat Autor Data  
:)
Mejziq 02·12·2003-04:01  
Odp: :] re :P
FuZi 02·12·2003-07:02  
Odp: Ja chce więcej!!!
Modry.16 02·12·2003-01:00  
Odp: Dzięki
Darkman 02·12·2003-01:00  


 + DODAJ NOWY TEMAT 




--------------------------------------
Autor: Mejziq
Aktualizacja: 02·12·2003 - 04:01



 : DRUKUJ 

     




   


f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


Dzisiaj jest Niedziela · 5 Maja · 2024
Strona wygenerowana w 0.068575 sek.