f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 
 





  f·p·p · j·e·d·i ·k·n·i·g·h·t | Dark...

Twórczość

Darkman

BITWA

   Wpatrywałem się w niebo obserwując zbliżający się statek kosmiczny. Z każdą sekundą był coraz większy. Dzięki umiejętnością jedi dostrzegałem powoli pewne szczegóły. Transportowiec z pewnością był w kiepskim stanie, świadczyły o tym płomienie wydobywające się z wielu miejsc kadłuba. Zastanawiałem się czemu kieruje się akurat w kierunku akademii. Jeżeli zdoła wylądować to zajmie całe lądowisko, a i tak nie mamy środków na dokonanie napraw. Wtedy mnie olśniło. To kamikadze, który chce zniszczyć świątynię. Szybko odwróciłem się w stronę Skaywalkera, aby powiadomić go o moich podejrzeniach.
- Mistrzu on...

   Słowa były zbyteczne, gdyż Luke już o tym wiedział i podjął odpowiednie kroki. Stał z ręką wyciągniętą w górę i koncentrował się na zbliżającym statku. Nie wiedziałem co zamierza zrobić więc spojrzałem pytająco na Jainę. Ona jedynie wzruszyła ramionami i z zatroskaniem przyglądała się poczynaniom wuja. Transportowiec był coraz bliżej, a ja nie mogłem nic zrobić. To już koniec, pomyślałem. Nagle statek zmienił nieznacznie kurs i z całym impetem uderzył w dżunglę niecały kilometr od świątyni. Siła eksplozji odrzuciła mnie dobre trzy metry, o mało nie spadłem z dachu. Doszedłem do siebie dopiero po kilku sekundach i spostrzegłem Skaywalkera rozglądającego się po okolicy. Wstałem i podszedłem w jego kierunku, to co zobaczyłem przyprawiło mnie o ciarki. Ogromny transportowiec wbity prawie do polowy w powierzchnię planety. Jednak to było niczym wobec faktu, że z jego wielkich ładowni wybiegały setki żołnierzy. Dostrzegłem też kilka maszyn kroczących typu AT-ST, transporterów opancerzonych oraz dziwnej konstrukcji maszyn przypominających pająki. Ta wielka armia kierowała się prosto na świątynię, która była kompletnie bezbronna.

   Z lasu wybiegała właśnie pierwsza fala napastników, gdy dostrzegłem postacie wyłaniające się jak duchy z akademii. Byli to rycerze jedi, którzy odpoczywali po ciężkich treningach. Obrońcy ustawili się w długi rząd, jakby na komendę zapalili miecze świetlne i ruszyli na wroga.

   Zauważyłem, że większość z najeźdźców była w pancerzach szturmowców, pozostali nosili mundury wojsk imperialnych. Cała ta armada rozpoczęła ostrzał, jednak jedi bronili się bardzo umiejętnie. Od razu było widać, że do obrony stanęli najlepsi szermierze, ponieważ większość odbitych promieni wracała w kierunku wroga. Wydawało się, że nie można ich pokonać, lecz już na samym początku zgasły dwa miecze. Luk Skaywalker zerwał się nagle i ruszył schodami w kierunku bitwy. Zaskoczyło mnie to bardzo, gdyż nie sądziłem, że jest w stanie się tak szybko poruszać. Razem z Jainą wyjęliśmy miecze i również pobiegliśmy by wesprzeć obrońców, jednak gdy znaleźliśmy się w połowie schodów bitwa rozpętała się na dobre. Mistrz jedi zniknął w tłumie walczących, a my nie jesteśmy nawet na lądowisku. Przyśpieszyłem kroku i przygotowałem się psychicznie do starcia. Promienie laserów mijały mnie o centymetry, jednak nie zapalałem miecza, gdyż to by mnie spowolniło. Prawie cała bitwa przeniosła się już do dżungli, wiec ruszyłem ku najbliższemu przeciwnikowi. Dopiero teraz aktywowałem miecz, dzięki temu sparowałem dwa wystrzały, a następnie szybkimi cięciami przepołowiłem dwóch napastników. Następnego odepchnąłem z dużą siłą na drzewo, biedak uderzył tak niefortunnie, że skręcił kark. Jego zwłoki osunęły się bezwładnie na ziemię. Kilku współtowarzyszy zabitego właśnie żołnierza zwróciło w moim kierunku broń, jednak był to ostatni błąd w ich życiu. Kompletnie zaskoczył ich jedi, który wyskoczył z lasu i obezwładnił wszystkich szybkimi cięciami. Okaleczeni krzyczeli przeraźliwie, nawet nie wiedząc co się wydarzyło, przyglądali się tylko bezradnie kikutom oraz odciętym rękom. Nieopodal z lasu wyłonił się AT-ST, jednak dwóch jedi odrąbało mu mechaniczne łapy przewracając pojazd. Rozejrzałem się dokładnie w poszukiwaniu zagrożenia, lecz pole bitwy bardzo się rozciągnęło. Chyba wygrywaliśmy?

   Nagle spostrzegłem kilku imperialnych wycofujących się pod osłoną krzewów. Bez namysłu ruszyłem w ich kierunku, aby sprawdzić gdzie się kierują. Moje czerwone ostrze nie dawało mi zbyt wiele światła, więc zgasiłem je starając ukryć swą obecność przed napastnikami. Podążając za wrogiem natrafiłem na niewielką polanę i zatrzymałem się natychmiast, gdyż to co zobaczyłem napełniło mnie przerażeniem. Naprzeciw mnie tuż pod drzewami stała postać odziana na czarno. Nie dostrzegałem szczegółów, lecz miała na sobie przedziwną zbroję, a na twarzy maskę. Obcy spokojnie czekał, aż podejdę i gdy znalazłem się odpowiednio blisko rzekł spokojnym głębokim głosem:
- Ty nie możesz zostać jedi. Jesteś jednym z nas...
- Mylisz się! – wykrzyknąłem. – Będę rycerzem! Nic i nikt nie stanie mi na drodze!
Postać zaśmiała się głośno, po czym aktywowała swój miecz. Następnie skierowała czerwoną klingę w moim kierunku.
- Daję ci jedną szansę. Chodź ze mną, a będziesz żył.
- Nigdy! Skoro muszę umrzeć, to niech i tak będzie. – mówiąc to zapaliłem własny miecz i podszedłem do przeciwnika.
Wróg wykonał niby od niechcenia cięcie z boku, usiłując przeciąć mnie w pasie.
   Instynktownie zablokowałem cios, lecz okazał się tak silny, że odrzucił mnie o dwa metry w tył. Utrzymałem się na nogach tylko po to by zablokować kolejne uderzenie. Tym razem przeleciałem dobre trzy metry i koziołkując wpadłem na drzewo. Przeciwnik zatrzymał się i spoglądał na mnie, sprawiał wrażenie, jakby się zastanawiał jak długo się ze mną bawić. Nie mogłem zrozumieć w jaki sposób jego ciosy są tak silne, przecież zadaje je od niechcenia. Podniosłem się na nogi opierając się o drzewo. Ból przeszywał całą prawą rękę, sprawiało to, że ledwo trzymałem miecz. Chwyciłem rękojeść obiema rękami i przyjąłem pozycję obronną.
- Kim jesteś, że prosisz bym się do ciebie przyłączył? – zapytałem.
- To nie jest ważne w tym momencie. Powinieneś się zastanowić kim ty jesteś. – postać odpowiedziała tym samym głosem co poprzednio.
- Kim ja jestem? – zdziwiłem się.
- Zresztą to też nie ma znaczenia, ponieważ zaraz zginiesz.

   Wypowiadając te słowa przeciwnik zaatakował naprawdę mocno. Jego cios wytrącił mi miecz z ręki i powalił na ziemię. Upadając uderzyłem głową o kamień rozcinając dość poważnie czoło. Ostatkiem sił spojrzałem na wroga zastanawiając się czy to już mój koniec. Postać podniosła mój miecz mrucząc coś pod nosem, następnie zbliżyła się w moim kierunku. Byłem kompletnie bezbronny, a moje życie było teraz w rękach tajemniczego wojownika. Krew zalewała mi oczy i kręciło mi się w głowie, jednak postanowiłem ratować się ucieczką. Przetoczyłem się pół metra i spostrzegłem trzech jedi wbiegających na polanę. Jeden z nich rzucił mieczem w kierunku mego oprawcy, lecz ten bez trudu odbił go na prawo. Miecz jednak wrócił do właściciela zataczając szeroki łuk, po czym wylądował w jego dłoni. Pozostali dwaj jedi przygotowali się by odeprzeć ataki , lecz przeciwnik nieznacznym gestem sprawił, że okoliczne drzewa zaczęły się przewracać. Wykorzystując zamieszanie bezpiecznie się wycofał. Musiałem stracić wtedy przytomność, gdyż pamiętam jedynie, że ktoś podniósł mnie z ziemi, po czym wyniósł z lasu...

   Ocknąłem się nazajutrz i pierwsze co ujrzałem to kamienne sklepienie. Jak się później okazało leżałem na własnym łóżku, z opatrunkiem na prawie całej głowie. Z wielkim trudem podniosłem się na łokciach, a następnie usiadłem na łóżku. Ku mojemu zdziwieniu na krześle tuż przede mną siedział mistrz Durron. Obdarzył mnie nieznacznym uśmiechem i zapytał:
- Jak się czujesz?
- Zważywszy na to co przeżyłem to całkiem nieźle. – spojrzałem mu prosto w oczy. – Czy zwyciężyliśmy?
- Nie nazwał bym tego zwycięstwem. Raczej skuteczną obroną.
- Mistrzu to było imperium, prawda?
- Tak. Mieliśmy już naradę i nadal nie wiemy jaki był cel ataku. Czujesz się na siłach, żeby odpowiedzieć na parę pytań?
- Oczywiście.
Narzuciłem na siebie płaszcz jedi i wyszedłem z Kypem z pokoju. Idąc korytarzem zastanawiałem się nad słowami postaci w czarnym pancerzu. Strasznie bolała mnie głowa, więc postanowiłem użyć technik leczniczych jedi, aby pozbyć się migreny. Mistrz wyczuł moje zamiary i pomógł mi zapanować nad bólem, który ustąpił bardzo szybko.
- Dziękuję. – odrzekłem.
- Nie ma za co.
Szliśmy w stronę turbowindy, a ja wciąż się zastanawiałem jak sformułować nurtujące mnie pytanie. Kyp jednak znów wyprzedził mój ruch i oznajmił:
- Zginęło trzydziestu siedmiu jedi. Resztki sił imperialnych wycofały się w głąb planety i ewakuowały się promami. Na planecie nie ma już wroga, jednak dżungla w okolicy wciąż płonie. Wezwaliśmy na pomoc flotę Nowej Republiki, jednak przybędzie ona najwcześniej za trzy dni.

   Moje „aha” zabrzmiało bardzo dziecinnie, lecz nie wiedziałem co powiedzieć. Zwiesiłem głowę i szedłem dalej wzdłuż korytarza. Po chwili dotarliśmy do turbowindy, która zabrała nas do Wielkiej Sali. Czekała tam już grupa mistrzów jedi z Lukiem Skaywalkerem na czele. W pomieszczeniu panowała grobowa atmosfera, poczułem się przez to nieswojo. Już od wejścia mój umysł był sondowany przez trzy osoby, lecz nie broniłem się przed tym. Wiedziałem, że wszyscy chcą dowiedzieć się prawdy. Głos zabrał mistrz Skaywalker:
- Chciałem ci podziękować za pomoc w walce. Jednak wciąż nie wiemy jaki był cel tego ataku. Czy możesz nam opowiedzieć o starciu z Lordem Sith?
- Lord Sith! –wykrzyknąłem. – Więc dlatego był tak potężny. Zaczęło się tak ...
Tu opowiedziałem całą historie walki z nieznajomym. Wszyscy słuchali z wielkim zainteresowaniem. Kończąc zapytałem, kim była osoba, która mnie uratowała. Jak się okazało była to Jaina. Wraz z dwoma innymi jedi przybyła z pomocą. Zadziwiające, że znalazła mnie w gąszczu lasów i wiedziała o moich kłopotach. Pierwsza głos zabrała Tiona:
- Przeszukam bazy danych Nowej Republiki i postaram się odnaleźć kim jest nasz tajemniczy lord.
- Dobry pomysł. – przyznał mistrz Skaywalker. – Tą sprawą zajmiemy się na następnym zebraniu. Teraz musimy zając się pobojowiskiem. Chciałbym aby każdy, kto nie ma ważnych zajęć pomógł w uprzątnięciu lądowiska.
- Czy ja też mam pomóc? – zapytałem.
- Wiem, że dziś miałeś rozpocząć ostateczną próbę i tak się stanie. Zważywszy na to, że straciłeś miecz powinieneś podjąć się skonstruowaniu nowego. Jeżeli tylko jesteś na siłach. - Dobrze. Poddam się próbie.
- Pomogę mu w przygotowaniach. – rzekł mistrz Durron.
- Zgoda, jednak dołącz do nas jak najszybciej.
Skłoniliśmy się i ruszyliśmy w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Umówiłem się Kypem, że spotkamy się w moim pokoju za kilka minut. Sam wybrałem się na dach świątyni by zobaczyć okolicę, jednak widok jaki zobaczyłem był szokujący. Całe lądowisko usiane było trupami, natomiast znaczna część lasu była kompletnie spalona. Nieopodal majestatycznie sterczał sczerniały wbity w ziemie transportowiec. Dopiero teraz zauważyłem osobę stojącą na skraju dachu i wpatrującą się w dal. Podszedłem do niej przystając obok.
- Dziękuję za ratunek.
- Nie ma za co. – odrzekła Jaina. – Okropny widok.
Kiwnąłem głowią i spojrzałem na nią. Zauważyłem łzy spływające jej po policzkach, więc postanowiłem ją przytulić. Nie dostałem w twarz, więc nie popełniłem błędu. Spojrzała na mnie i zapytała:
- Kim on był?
- Nie wiem. – odparłem. – Dziś poddaję się ostatecznej próbie. Jak zostanę jedi zrobię wszystko, żeby się tego dowiedzieć.






Temat Autor Data  
wiecej :p
FuZi 02·12·2003-09:01  
niby wszystko cacy...
Lord Hassan 02·12·2003-11:01  
Odp: .
Mejziq 02·12·2003-13:01  
Odp: Glory of Sith Power
Lord Hassan 02·12·2003-14:00  
Odp: odp.
Mejziq 02·12·2003-14:00  
My chcemy wiecej :P
Elitar 02·12·2003-21:01  
hmmm
Darkman 02·12·2003-22:01  
Odp: Genialne chce wiecej :D
Ph4ntom 03·12·2003-04:02  


 + DODAJ NOWY TEMAT 




--------------------------------------
Autor: Mejziq
Aktualizacja: 02·12·2003 - 09:00



 : DRUKUJ 

     




   


f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


Dzisiaj jest Poniedziałek · 6 Maja · 2024
Strona wygenerowana w 0.072240 sek.